Jennifer Clement ,,Modlitwa o lepsze dni"

 


Książkę Jennifer Clement zauważyłam przypadkiem robiąc zakupy książkowe w internecie. Opis bardzo mnie zaintrygował. Uwielbiam czytać o Meksyku i ogólnie, o Ameryce Łacińskiej. Hiszpański to mój ulubiony język i preferuję właśnie wersje z tego regionu (niekoniecznie podoba mi się wersja argentyńska i honduraska, ale czytanie o tych krajach i ich języku zawsze bardzo mnie fascynuje). Dlatego, bez głębszego zastanowienia, zakupiłam tę pozycję i zaczęłam od niej rok 2021. 

Książka opowiada o codzienności dziewczynek we wsi położonej w pobliżu Acapulco, w meksykańskim stanie Guerrero. Na tych terenach, a w rzeczywistości po prostu w wielu wioskach w kraju prawie nie ma mężczyzn. Wszyscy wyjeżdżają pracować w Acapulco, stolicy albo przeprawiają się nielegalnie do USA. Niektórzy z nich okazyjnie przyjeżdżają, inni przesyłają rodzinom pieniądze, ale większość po prostu zostawia swoich bliskich i zaczyna nowe życie. Panuje ubóstwo, które autorka opisuje w niezwykle przejmujący sposób. Powieść czyta się jak reportaż. Muszę zaznaczyć, że początkowo myślałam, że mam do czynienia z non-fiction, ale szukając informacji o tym, czy główna bohaterka to postać realna, czy ktoś inspirowany odkryłam, że czytam powieść. Zatem, mimo języka, który jest piękny, surowy i bardzo intensywnie naszpikowany emocjami mamy tutaj realizm i to naprawdę bardzo udany. 

Główną postacią ,,Modlitwy o lepsze dni" jest Ladydi, której matka, Rita imię nadała nie z powodu pozytywnych emocji odnośnie znanej angielskiej księżny. Rita czuje silną więź z kobietami zdradzanymi, bo sama również została przez męża porzucona, co staje się obsesją jej życia. Bardzo emocjonalnie wypowiada się też na temat wszelkiej niesprawiedliwości w stosunku do kobiet i w stosunku do świata. Jest kobietą pełną złości, bólu i żalu do świata. Kompulsywnie kradnie, a potem każe córce modlić się za ukradzione przedmioty. W wiosce Ladydi i jej matki, dziewczynki są oszpecane albo przebierane ze chłopców. Rodzicielki wykopują nawet na podwórzach doły, w których każą ukryć się swoim córkom, gdy na ulicy słychać szuranie opon. Oznacza to, że właśnie przyjechali mężczyźni z karteli narkotykowych, którzy regularnie porywają dziewczynki i robią z nimi cokolwiek zechcą. Czasami porwane wracają, ale są wówczas uszkodzone psychicznie. Są gwałcone, wykorzystywane psychicznie i zmuszane do ciężkiej pracy. 

,,Modlitwa o lepsze dni" to opowieść intensywna i ciężka. To opowieść o zapomnianej społeczności, które z nowoczesnym światem łączy tylko autostrada, na której wiele osób ginie z rąk narkotykowej mafii albo jest transportowanych do nowego, często tragicznego życia. Czytając, można poczuć zaduch, zapach potu, czy odór butelek alkoholu składowanych przez Ritę, która nie radzi sobie z codziennością. Niesprawiedliwość jest tutaj jednym z głównych motywów. Bardzo się tym denerwowałam, momentami czytało się ciężko.

Książkę początkowo oceniłam na trzy gwiazdki dlatego, że wiele razy chciałam ją porzucić. Z powodu nagromadzenia emocji, ale też w trakcie lektury czułam się nieco oszukana dowiadując się, że nie czytam reportażu, a powieść. Natomiast dzisiaj, przysiadając wreszcie do tej zaległej recenzji stwierdziłam, że pamiętam fabułę bardzo dobrze, a moja ocena obecnie jest inna. Po przeczytaniu ,,Modlitwy o lepsze dni" Jennifer Clement stwierdziłam, że jest to książka dobra. Natomiast, po przetrawieniu tematu doceniam ją o wiele bardziej. Zdecydowanie jest to bardzo dobry tekst warty uwagi. 

Komentarze

Popularne posty