ZBIGNIEW M. KOWALEWSKI ,,Rap. Między Malcolmem X a subkulturą gangową. Naród Islamu w czarnej Ameryce"


Książka Zbigniewa Marcina Kowalewskiego była jedną z niewielu, które kupiłam właściwie bez zastanowienia, od razu, gdy usłyszałam o tej publikacji. Zawiera ona tak naprawdę dwa reportaże, które napisał ten autor. Zbigniew M. Kowalewski to twórca bardzo zaangażowany w pisanie o ruchach i teoriach rewolucyjnych i o emancypacji. Jest zastępcą redaktora naczelnego polskiego wydania Le Monde diplomatique, które jest też odpowiedzialne za tę publikację. 

Już wstęp utwierdził mnie w przekonaniu, że mój zakup pod wpływem chwili nie był błędem - wręcz przeciwnie. Zawsze, gdy kupuję literaturę traktującą o czarnoskórych, różnych wyznaniach, mniejszościach, różnych płciach, orientacjach czy o społeczeństwach marginalizowanych, staram się najpierw sprawdzić, czy jest to na pewno coś, co napisane jest w sposób naznaczony szacunkiem i zrozumieniem tematu. Nienawidzę, gdy natykam się np. na książkę o rdzennej ludności Ameryki i czytam nagle, że Afroamerykanów określają obraźliwym słowem. Z tego powodu porzuciłam np. lekturę książki ,,Powrócę jako piorun" Macieja Jarkowca, którą po prostu wyrzuciłam, bo jest tak szkodliwa, że z nikim nie będę się nią dzielić. Tutaj zaufałam w ciemno, bo poleciła ją instagramowa recenzentka książek, niegdyś autorka vloga, której gust zwykle w dużym stopniu pokrywa się z moim - Ola z Book z Tobą. We wstępie zostałam wręcz zapewniona przez autora wprost, że tutaj tego obraźliwego słowa nie znajdę. I nie znalazłam. Jedynie w cytatach. 

Pierwszy z reportaży niechybnie jest moim ulubionym tekstem w tej książce. Traktuje o początkach rapu jako gatunku muzycznego, z perspektywy społecznej. Zatem przeczytamy tutaj o działaniach gangów i o zmaganiach Afroamerykanów w dążeniu do emancypacji. Malcolm X jest jedną z tych legendarnych postaci związanych z wyzwoleniem, o których nie wiedziałam dotąd niemal nic. Co dziwne, miałam dotąd przyjemność czytać dość sporo o Martinie Lutherze Kingu Jr. (w tym również tekstów jego autorstwa), o Angeli Davis (w tym ponownie, jej publikacje również) aczkolwiek w historię Malcolma X nigdy wcześniej się nie zgłębiałam. Dowiedziałam się zatem dzięki temu reportażowi naprawdę bardzo wiele. Oprócz społeczno-socjologicznych zagadnień (jak np. dywagacje nad powiązaniem matriarchatu z seksizmem w gangowym rapie), czy niespójnościach poglądowych między gangami takimi jak np. słynni Blood i Crips, przeczytamy też o popularności islamu pośród czarnoskórych mieszkańców USA. Propagatorem tej religii był właśnie Malcolm X, który zainicjował jako przywódca szerokie zainteresowanie czarnym nacjonalizmem, w którym również użył swojego podejścia do kultu Allaha. Mimo wykluczenia zarówno wśród klasycznych sunnitów jak i szyitów, Malcolm X i jego naśladowcy potrafili przełożyć islam na swój język w czym znaleźli wielu zwolenników. Przypomniałam sobie jak bardzo kiedyś lubiłam muzykę z początków fascynującego gatunku jakim jest rap. Właśnie za zaangażowanie społeczne i teksty, które rozumiał właściwie każdy, gdy posługiwał się językiem angielskim. Bardzo ciekawym zabiegiem było zamieszczenie tekstów kilku piosenek, których z chęcią słuchałam w trakcie lektury. Zapadło mi w pamięć zwłaszcza ,,Escape from the Killing Fields" Ice-T. Znowu zaczęłam często słuchać legendarnego ,,Rappers Delight" autorstwa The Sugar Hill Gang. Polecam zwłaszcza pełną, ponad czternastominutową wersję. Dzięki tej książce znowu czuję się zainspirowana, by zgłębiać ten gatunek. 

,,Naród Islamu w Czarnej Ameryce" zgłębia bardziej temat, o którym pisał Kowalewski w poprzednim reportażu w odniesieniu do Malcolma X. Poznałam nieco bliżej postać Asssaty Shakur, ale wiem, że będę kontynuować lekturę na jej temat. Podobnie, jeśli chodzi o trzy działaczki społeczne - Tamikę Mallory (czarnoskórą aktywistkę), Lindę Sarsour (muzułmankę pochodzenia palestyńskiego) oraz zaangażowaną w prawa kobiet latynoskę Carmen Perez. Ciekawym elementem tutaj było także poruszenie kwestii podobieństw i różnic społeczności afroamerykańskich muzułmanów oraz Żydów. Drugi reportaż podobał mi się mniej, jednak właściwie nie wiem dlaczego. Możliwe, że po prostu przez zajętości lektura rozciągnęła mi się w czasie i drugą połowę czytałam już z mniejszym zapałem. 

Podsumowując, książka Zbigniewa Marcina Kowalewskiego to reportaż naprawdę bardzo, bardzo dobry. Czyta się go świetnie, jest napisany rzetelnie, pokazuje profesjonalizm autora i znajomość tematu z wielu stron, a nie tylko z tej, którą bezpośrednio bierze na warsztat. Na pewno chciałabym zobaczyć, co jeszcze mają do zaoferowania lektury z tej serii. Tę publikację bardzo polecam. 

Komentarze

Popularne posty